Angela-Landowska

Oddech Wiatru

Oddycham tak, jakbym chciała wchłonąć las. Tymczasem to on zasysa wewnątrz mnie.

Barwne tańca wiatru koloryty wciąż swoją czułością nucą melodie naszego pierwszego gąszczowego ukołysania.

Choć marznąć o jesiennym powiewie wielokroć dane nam było to i tak ustami jarzębiny zapytałeś, o czym szumiała tamta wierzba u schyłku lata.

Czyje jest to wspomnienie?

To szept wiatru domaga się dziś głosu, a ja nie zamierzam mu go odmawiać. Nie płaczę już złotymi łzami. W tobołek uśmiechu wolę się wyposażyć.

Próbuję się wsłuchać, lecz wiatr brzmi coraz ciszej i ciszej jakby świadomie chciał bym jeszcze bardziej wytężając zdolności go nasłuchiwała.

Zastygam. Powiewem pieśń harmonijną melodyką oplata i gwiżdże na krzewach i w koronach drzew. Jest spokojny, radosny, ciepłem emanuje.

Sarna, wystawiając swój nos także z zachwytem przystała nad opowieściami zebranymi z najodleglejszych kilometrów, rozmaitych stron.

A on snuje przywołania wspomnień swej drogi, dzieląc się początkiem symbiotycznego areału przemierzonego istnienia.

I tak płynie choć leci, leci choć mknie, niedostrzeżenie unosi i szybując dmie.

Nasz niewidzialny przyjaciel będący naszego tchnienia oddechem. Niesiony powietrzem naszego życia echem.

„Oddech wiatru” Angela Landowska